zurück
Bolesław Leśmian: Dzień skrzydlaty
Rozwidniły się w słońcu dwie otchłanie dwa światy
Myśmy byli w obydwu... A dzień nastał skrzydlaty.
Nikt nie umarł w dniu owym nie zataił się w cieniu...
I pamiętam, żem myślał o najdroższym strumieniu.
Nie mówiłaś nic do mnie, lecz odgadłem twe słowa.
A on zjawił się nagle... Zaszumiała dąbrowa.
Taki drobny i nikły... I miał ciernie na skroni.
I uklękliśmy razem w pierwszej z brzegu ustroni.
W pierwszej z brzegu ustroni w pierwszej kwiatów powodzi.
I zdziwiło nas bardzo, że tak biednie przychodzi.
Ubożeliśmy chętnie my i nasze zdziwienie...
A on patrzał i patrzał... Cudaczniało istnienie...
Zrozumieliśmy wszystko! I że właśnie tak trzeba!
I że można bez szczęścia... I że można bez nieba...
Tylko drobnieć i maleć od nadmiaru kochania.
A to była odpowiedź, i nie było pytania.
I już odtąd na zawsze przemilczeliśmy siebie,
A świat znów się stał światem... I czas płynął po niebie.
I chwyciłaś źdźbło czasu, by potrzymać je w dłoni,
A on patrzał i patrzał... I miał ciernie na skroni.
In: Bolesław Leśmian, Poezje, Warszawa 1965